Najważniejsze trendy w gospodarce to temat, który pojawiał się we wszystkich debatach Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Europejski Kongres Gospodarczy w Katowicach uwidocznił trendy, które rządzą gospodarką w Polsce, Europie i na świecie. Przyglądamy się pięciu najważniejszym i najbardziej aktualnym.

panel podczas EKG 2020 Fot. UMWSL (T.Żak)
  • Pandemia koronawirusa, interwencjonizm, transformacja energetyczna, protekcjonizm, zdalna praca i transformacja cyfrowa - to pięć głównych trendów w gospodarce, o których rozmawialiśmy na początku września w Katowicach.
  • Pandemia nadała nowy wymiar współpracy państw na świecie. Na naszym kontynencie jej celem ma być podniesienie europejskiej gospodarki z kryzysu. W tym celu zainterweniowali wszyscy na kontynencie, od lewicy przez liberałów, po konserwatystów.
  • Uwidacznia się jednak także trend odwrotny. Wojny handlowe, tworzenie barier, protekcjonizm państwowy - to dziś na świecie codzienność.
  • Sens transformacji energetycznej w Polsce nie wynika jedynie z kierunku obranego przez Brukselę. Musimy próbować coś zrobić także we własnym interesie.
  • Pandemia radykalnie zmieniła rolę państwa w gospodarce. Już nie jest tylko nocnym stróżem.
  • Praca zdalna okazała się tak samo efektywna, jak praca w firmie. Ten trend się utrwali. Świat po Covidzie-19 w wielu miejscach będzie inny niż wcześniej.


Główny temat, który przewijał się przez debaty wrześniowego Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, a było ich ponad 70, to pandemia koronawirusa. Trudno się temu dziwić. To sprawa bezprecedensowa we współczesnym świecie, czarny łabędź, którego nikt się nie spodziewał. Siłą rzeczy odcisnęła się ona na trendach już obecnych, wykreowała też nowe.


Razem na wyższy poziom

W czasie Europejskiego Kongresu Gospodarczego wybrzmiało przekonanie o konieczności wspólnego działania wobec wyzwań, jakie przynosi pandemia koronawirusa, sygnalizowany już wcześniej kryzys klimatyczny czy zjawisko, które można nazwać swojego rodzaju kryzysem tożsamościowym Wspólnoty.

Najbardziej palącym późnym latem 2020 r. jest problem zdrowotnych i ekonomicznych następstw pandemii. Odpowiedzią na nią są interwencje poszczególnych państw, zwane w Polsce tarczami antykryzysowymi, jest nią też nowy budżet Unii Europejskiej i Fundusz Odbudowy.

- W efekcie żmudnych i długich, jak nigdy wcześniej, negocjacji okazało się, że mamy do dyspozycji jako Polska około 750 mld zł - mówiła Małgorzata Jarosińska-Jedynak, minister funduszy i polityki regionalnej.

I chociaż sprawa nie jest jeszcze ostatecznie uzgodniona – dokumenty muszą przejść przez Parlament Europejski, a na powołanie Funduszu Obudowy musi się zgodzić każdy z lokalnych parlamentów – to trudno sobie wyobrazić, żeby spaliła na panewce. Odpowiedź Europy na kryzys covidowy to warunek sine qua non jej istnienia.

  Na wspólny los europejskich narodów wskazywał Hans-Gert Pöttering, poseł do Parlamentu Europejskiego i jego były przewodniczący, nawiązując do 40. rocznicy wydarzeń sierpniowych.

- To była wielka zmiana nie tylko dla Was. Niemcy nie zmieniłyby się, gdyby nie Solidarność. Na jej fundamencie budowana była solidarność w Europie. Dziękuję, Solidarność! - mówił Pöttering. - Z kryzysem poradzimy sobie, gdy będziemy wiedzieli, kim jesteśmy, na czym polega europejska wspólnota wartości.

Projektami, które mają dać Europie nową tożsamość, jest Europejski Zielony Ład i idea cyfryzacji Wspólnoty. Pierwszy ma przeciwdziałać katastrofie klimatycznej, a jednocześnie podnieść europejską gospodarkę na ultranowoczesny poziom, drugi wykreować potencjał intelektualny, który pozwoli Unii wziąć udział w wyścigu cyfrowych gigantów: USA i Chin, które właśnie na naszych oczach ustanawiają porządek cyfrowy świata, obowiązujący nie dekady, ale może całe wieki.

- Wielkie projekty budowały siłę Unii. Wśród nich było rozszerzenie o nowe kraje, tak ważne i naturalne dla nas, ale wymagające wspólnej decyzji - mówił Jerzy Buzek, europoseł, były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego.


Rywalizacja zamiast współdziałania

Na przeciwnym biegunie widać jednak trend odwrotny. Obecny także w Unii Europejskiej (z jednej strony sprawa praworządności, z drugiej przepływu kapitału i pracy), szczególnie uwidacznia się w skali świata. To wojny handlowe, tworzenie barier, protekcjonizm państwowy. Zjawisko znane od lat na nowo dało znać o sobie po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku, potem nabierało na sile, a pandemia koronawirusa je spotęgowała, gdy kraje zatrzymywały w swoich granicach strategiczne towary (np. środki ochrony osobistej), a potem jeden po drugim wprowadzały przepisy chroniące rodzime spółki przed wykupem.

- COVID-19 to nie tylko bezprecedensowy kryzys zdrowotny, ale także wielkie zagrożenie dla handlu międzynarodowego i dla dobrobytu - oceniał Greg Hands, wiceminister handlu międzynarodowego Wielkiej Brytanii, zapewniając, że jego kraj opuszcza wprawdzie Unię Europejską, ale nadal opowiada się za wolnym handlem na świecie. Z perspektywy Zjednoczonego Królestwa oznacza to zawieranie bilateralnych umów handlowych w szerszym zakresie niż te, które zawierała Unia Europejska. Pierwszą Anglicy mają już za sobą. W ubiegłym tygodniu dogadali się z Japończykami, już bez pośrednictwa Brukseli.

Zwolennicy liberalizmu argumentują, że wolny handel nadal tworzy krwiobieg światowego organizmu gospodarczego, ale trwa na nim operacja, a tu i ówdzie wstawiane są różne implanty. W każdym razie na pewno między bajki należy włożyć popularne jeszcze nie tak dawno przekonanie, że wolny handel zmienia politykę. To polityka zmienia wolny handel. Chiny nie weszły do rodziny państw demokratycznych, a w perspektywie kilkunastu lat staną się gospodarką nr 1 na świecie. Mówiła o tym Patrycja Pendrakowska, prezes Instytutu Boyma.


Europa zmienia energetykę

Sensu przedsięwzięcia nie wyznaczają jedynie ekolodzy, dla których Europejski Zielony Ład jest najważniejszym projektem, ale także konieczność i potrzeba modernizacji. Polska energetyka się dekapitalizuje, a zasoby węgla wyczerpują. Zwracał na to uwagę Michał Kurtyka, minister klimatu.

- Wyzwaniem dla naszego systemu energetycznego, powstającego przez ostatnie 60-70 lat i niestety coraz bardziej przestarzałego, jest zbudowanie w ciągu 20 lat właściwie drugiego równoległego, równie dużego systemu, tylko w źródłach zeroemisyjnych - mówił minister. - W ciągu 10 lat jedna na trzy MWh wyprodukowanej energii będzie pochodziła z nowych jednostek odnawialnych.

Jednocześnie rola energii elektrycznej będzie rosła. Potrzebują jej nowoczesne społeczeństwo i gospodarka. Potrzebuje jej elektromobilność, ale ta z sensem, oparta o energię ze źródeł odnawialnych, a nie węglowych.

Zdaniem Jerzego Kwiecińskiego, prezesa zarządu PGNiG oraz ministra inwestycji i rozwoju w latach 2018-2019, polski sektor energii jest gotowy na transformację, o czym świadczą m.in. plany wielkich podmiotów (Tauron, Orlen) deklarujących „zielone” inwestycje. Według niego ważne jest jednak dla polskiej energetyki zielone światło dla wykorzystania gazu jako paliwa przejściowego - pomostu między spalaniem paliw kopalnych i odnawialnymi źródłami energii.

- Każdy kraj jest inny, każdy ma inny punkt startowy - przekonywał Kwieciński. - Ważne, by takie inwestycje mogły być wspierane przez fundusze UE. To dla nas kluczowe, jeśli chcemy przeprowadzić proces transformacji przy akceptacji społecznej.

Właśnie akceptacja społeczna to kluczowy warunek przedsięwzięcia. W jej zdobyciu powinny pomóc środki Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Niestety, według lipcowego szczytu Rady Europejskiej, mają być mniejsze niż planowano. Potrzebny jest także rozsądny plan restrukturyzacji branży węglowej oraz dialog z pracownikami. Przekazanie informacji, że sektor nowych technologii energetycznych może dać w Polsce 300 tys. nowych miejsc pracy. Tyle samo albo więcej zniknąć może jednak w branży górniczej i wokół niej.

Docelowa produkcja prądu z importowanego węgla byłaby aberracją. Tym bardziej, że nowoczesna technika może coraz więcej. Oto przykład. We Wrocławiu ma ruszyć pierwsza linia produkcyjna perowskitów, czyli ultralekkich, elastycznych i transparentnych ogniw słonecznych. Będzie je można wykorzystać m.in. na fasadach budynków i pokryciach dachów o niskiej nośności.


Państwo nie jest już nocnym stróżem

Pandemia COVID-19 radykalnie zmieniła ulokowanie państwa w obiegu gospodarczym. Postać nocnego stróża, który nie wtrąca się do robienia interesów, a tylko z grubsza pilnuje, żeby nikt temu nie przeszkadzał, odchodzi do lamusa. Państwo ma dużą rolę w stymulowaniu gospodarki. I to kolejny trend, który mocno się uwidocznił na XII Europejskim Kongresie Gospodarczym.

W ostatnich miesiącach europejskie państwa, w tym Polska, wpompowały w społeczeństwa, w tym głównie biznes, bezprecedensowe pieniądze.

Minister finansów Tadeusz Kościński wyliczał, że w najbliższym czasie głównymi motorami wzrostu polskiej gospodarki będą konsumpcja prywatna, inwestycje publiczne oraz eksport.

Gorzej z inwestycjami prywatnymi. - To płochliwe zwierze, głęboko schowane w swojej norze, z której trudno je wyciągać - mówił obrazowo Tadeusz Kościński. - Ja się temu nie dziwię. Prywatni inwestorzy muszą dostać bardzo jasny sygnał, że gospodarka się rozwija. To zadanie państwa. Spodziewamy się, że inwestycje publiczne zwiększą się rok do roku o 5 proc. Rozwiną się inwestycje lokalne.

Minister finansów zapewniał też w Katowicach, że nie będzie podwyżek podatków, bo państwo widząc w prywatnej konsumpcji jeden z motorów gospodarki, nie chce wyciągać pieniędzy z kieszeni konsumentów.

Wśród inwestycji publicznych należy zwrócić uwagę na program budownictwa infrastrukturalnego zasilany środkami unijnymi oraz np. Centralny Port Komunikacyjny, na który wydamy miliardy w nadchodzących latach. Budownictwo okazało się stosunkowo odporne na koronawirusa. W branży pracuje grubo ponad 1 mln osób, zapewnia ona około 10 proc. PKB. Nadaje się na koło zamachowe gospodarki.

Ważna będzie tu także postawa samorządów. Ich budżety zostały poważnie osłabione przez pandemię, w zależności od wielkości miasta deficyt może sięgać nawet setek milionów złotych. Mimo to wiele z nich nie zrezygnowało z inwestycji. Liczą jednak na pomoc państwa i tu wracamy do głównej myśli opisującej omawiany trend.


Zdalna praca na długą metę

Z cyfryzacją gospodarki było w Polsce trochę jak z modnymi książkami, które trzeba mieć na półce, ale już niekoniecznie je przeczytać. I w marcu się to nagle, za sprawą lockdownu, zmieniło. Narzędzia cyfrowe „zeszły pod strzechę", cyfrowo można dziś załatwić sprawę niemal wszędzie, nawet w dość opornej przez wiele lat administracji publicznej i samorządach. To trend oczywisty. Mniej oczywista jest odpowiedź na pytanie, na ile trwały.

- Szybko wycofaliśmy się ze starych nawyków, ta zmiana jest stała, już się nie cofnie - oceniała na Europejskim Kongresie Gospodarczym Dominika Bettman, prezeska i dyrektorka Digital Industries Siemens.

Jednak wiele firm i osób oczekuje, że rzeczywistość pocovidowa będzie taka sama, jak przed pandemią, że wszyscy wrócą do biur, wyłączą komunikatory, a w korporacyjnej kuchni ożyje nieużywany od wiosny ekspres do kawy. Ten scenariusz zapewne minie się z życiem i czeka nas praca hybrydowa. Międzynarodowe koncerny stawiają na trwałość zmian, a to one wyznaczają trendy.

Konieczność cyfrowego unowocześnienia polskiej gospodarki wynika także z czegoś innego. Otóż, mimo stałego wzrostu gospodarczego, płace pozostają stosunkowo niskie. To efekt słynnej pułapki średniego rozwoju. Praca w Polsce daje na razie efekt o niskiej marży, a brak pracowników uzupełniany jest dzięki emigracji zarobkowej. Świetnie to działa na krótkim dystansie, w długim jest dla nas niekorzystne.

 
Źródło: https://www.wnp.pl